Nie lubię typowo turystycznych szlaków a jednak wybrałyśmy się obejrzeć kilka głównych atrakcji Buenos Aires. Była sobota i planowałam wyprawę do San Telmo na popularny pchli targ ale niestety nie udało nam się go znaleźć, możliwe że przeszłyśmy tuż obok właściwej ulicy choć bardziej prawdopodobne że odbywa się on tylko w niedziele. Pojechałyśmy same z Vamą autobusem i mimo że był zapchany do granic możliwości to na każdym przystanku wsiadali kolejni pasażerowie. Wysiadłysmy na Plaza Constitución i już wiedziałam że będę mieć problemy ze znalezieniem drogi powrotnej – przystanki są dosyć kiepsko oznakowane ( bądź wcale ) i oczywiście brak jakichkolwiek rozkładów jazdy.
Z San Telmo doszłysmy piechotá na Plaza de Mayo gdzie znajduje sie La Casa Rosada czyli siedziba prezydenta Argentyny. Na co dzień rezyduje on gdzieś indziej a Różowy Dom jest dostępny dla zwiedzających i znajduje sie w nim muzeum.
To właśnie z balkonu tego pałacu Madonna śpiewa Don’t cry for me, Argentina w filmie Evita.
Evita & Che:
W sumie dopiero na Plaza de Mayo zetknęłam się z wiekszą ilością turystów ale i tak nie było tłumów.
Pokręciłyśmy się trochę po okolicy. Nie za bardzo wiedziałam czym wrócić do domu – akurat nie przedyskutowałam tego z Aną. Na szczęście znalazłyśmy linię metra które jest zawsze najlepszym środkiem transportu dla turystów. Bilety są dosyć tanie – 2.5 pesos za pojedyńczy przejazd. Bez trudu znalazłyśmy drogę do domu.
Wieczorem poszłyśmy do knajpy z jedzeniem i znowu wróciłyśmy po północy. Rano musiałyśmy wstać dosyć wcześnie żeby złapać autobus bo Ana zabierała nas do swoich znajomych poza miasto. Tego ranka miałyśmy okazję spróbować tradycyjnego dulce de leche czyli po polsku masy kajmakowej. W Argentynie większość deserów zawiera dulce de leche ale można też jeść go z chlebem. Vama wolała wyjadać łyżeczką.
Kolorowe cheerios były ohydnie słodkie.
Emi i Lorena mieszkają w Buenos Aires ale weekend spędzali w swoim domku poza miastem. Na początek zostałyśmy poczęstowane tradycyjną mate.
Yerba mate ma odrobinę gorzki smak ale można się do niego przyzwyczaić. Argentyńczycy naprawdę piją ją w dużych ilościach.
To jeden z lepszych gatunków:
Mate pobudza ( zawiera kofeinę ), podobno redukuje zmarszczki i pomaga schudnąć. Pierwszy łyk zawsze powoduje dziwny grymas na twarzy dlatego dobrym pomysłem jest zrobienie zdjęcia osobie która próbuje jej po raz pierwszy. Jednak obydwie z Vamą trzymałysmy fason i na zdjęciach wyglądamy całkiem normalnie.
Jak widać picie mate uzależnia.
W Argentynie oprócz empanadas jada sie mięso w dość dużych ilościach a grillowanie jest popularną formą jego przyrządzania. Asado to zarówno określenie wspólnej biesiady przy grillu, sposobu grillowania oraz tradycyjnej argentyńskiej potrawy. Króluje wołowina, my jedliśmy jeszcze chorizo i inne specjały których nazw nie potrafię powtórzyć. Same przystawki były mistrzostwem kulinarnym, do tego argentyńskie piwo Quilmes i oczywiście wino.
No i więcej mate bo jest też dobra na trawienie.
Vama wkrótce zaprzyjaźniła się z Emiliano. Bo Emi to nie byle kto tylko aktor prowadzący popularny program Disneya Art Attack. Ponoć wszystkie zagraniczne edycje tego programu nagrywane są w Buenos Aires.
Kocia mama:
Zarówno ten dzień jak i wieczór u siostry Any były najmilszymi z całego pobytu w Buenos Aires – zdecydowanie wolimy spotkania z ludźmi nad oglądanie monumentów.
Ajjj super miałyście… Buenos Aires jest na top liście miast, które chcę odwiedzić!
Dulce de leche akurat tej firmy wydało się wyjątkowo znajome, bo chyba najcześciej widywałam je na półkach w sklepach.
Do tej pory jakoś nie przekonałam się do yerba mate, ale pewnie jeszcze będę mieć okazję, żeby polubić ten napój 🙂
P.S. Twoja córka jest przeurocza i fajnie jej, że ma taką super mamę 🙂
dzięki;
Buenos pewnie ci się spodoba choc i tak pewnie będziesz woleć Brazylię. W Buenos brakuje plaży:(