Teraz trochę o tym jak doszło do naszej podróży do Ameryki Południowej;
W zeszłym roku gościłam kilku couchsurferów z Argentyny i Chile i zapragnęłam odwiedzić ich kontynent . Zaczęłam sprawdzać ceny biletów ale te do tanich nie należą więc pomału zapominałam o podróży i nagle na początku roku trafiły się loty w cenie ok. 220 funtów za osobę czyli mniej więcej tyle samo albo i mniej ile kosztuje bilet z UK do Polski i z powrotem w okresie Bożego Narodzenia. Nie byłam pewna czy nie jest to zbyt szalony pomysł, miałam podróżować z małym dzieckiem i do tego pokonać duże odległości zarówno samolotem jak i autobusem ( boję się latać ), mimo to podjęłam decyzję i kupiłam te bilety. Podróż miała odbyć się na trasie Madryt-Sao Paulo-Santiago-Buenos Aires i powrót Lima-Londyn czyli musiałybyśmy pokonać ok 5 tyś. km z Buenos do Limy.
Od kupienia biletu do dnia wylotu miałyśmy ok. 5 tygodni i tak naprawdę brak czasu na jakiekolwiek planowanie. Na urodziny dostałam przewodnik po Ameryce którego i tak nie zabrałam z nami bo zajmował za dużo miejsca a my spakowałyśmy się tylko w podręczny. Wiedziałam że pojedziemy do Buenos Aires i Limy, że zahaczymy o Santiago odwiedzić znajomego i że pewnie wpadniemy na Machu Picchu bo to “prawie” po drodze – reszta trasy była mi niewiadoma i postanowiłam ze tak zostanie, że będę planować po drodze. Stwierdziłam też że jakkolwiek czytanie przewodników i blogów ułatwia poruszanie się po nieznanym lądzie to jednak wolę odczuwać satysfakcję z odkrywania kontynentu na podstawie własnych poszukiwań i doświadczeń oraz rozmów z ludźmi spotkanymi po drodze, dlatego też zrezygnowałam z ich czytania. Żałuję jednak że nie zdążyłam nauczyć się podstaw hiszpańskiego;
Dopiero w Buenos Aires wzięłam się za rezerwację pierwszego autobusu i tu pierwsze rozczarowanie – autobusy w Ameryce miały opinię tanich a tu pierwsze połączenie Buenos Aires – Mendoza mialo kosztowac mnie 550 pesos ( ok.350 zł ) za osobé. Ana zadzwoniła do przewoźnika spytać czy są zniżki w opłatach za dziecko; okazało sie że nie muszę kupować biletu dla Vamy ale teoretycznie będzie musiała siedzieć na moich kolanach ( musiałabym jedynie zapłacić 14 pesos ubezpieczenia ). Wahałam się co zrobić ( czekała nas ponad 12-godzinna nocna podróż ) i zdecydowałam zaryzykować; na szczęście autobus nie był pełen i miałyśmy dwa osobne fotele. Potem już zawsze kupowałam tylko jedną miejscówkę i zdarzyło sie nam kilka nocek na wspólnym siedzeniu. Bilety autobusowe po Argentynie sprawdzamy na stronie plataforma10.com.
A to już ostatni dzień w Buenos. Została nam do zaliczenia wizyta w dzielnicy La Boca. Po drodze podziwiałyśmy argentyńskie graffiti. Malowanie na murach jest tutaj sztuką a nie wandalizmem a twórcy graffiti to prawdziwi artyści. W mieście organizowane są popularne graffiti tours i w sumie żałuję ze nie wzięłam udziału w takiej wycieczce. Największe skupisko street art jest w Palermo i San Telmo;
Do Caminito, słynnej alei w dzielnicy La Boca, pojechałyśmy taksówką.
La Boca, kiedyś dzielnica portowa, zasiedlona przez imigrantów z Europy, głównie Włoch, pozostała dzielnicą robotniczą. Ubodzy imigranci malowali swoje domy resztkami farb do malowania statków, stąd barwne budynki. Dziś dzielnica zasiedlona jest przez najbiedniejszych mieszkańców Buenos Aires i wszędzie można usłyszeć że nie jest tam zbyt bezpiecznie. Samo Caminito zostało wykreowane dla turystów, pełno tam sklepów z pamiątkami, kafejek i tancerzy tanga.
Charakterystyczne rzeźby prostytutek i marynarzy, dawnych bywalców alei.
Mimo nadmiaru zwiedzających Caminito mnie oczarowało, lubię takie kolorowe klimaty. W sąsiedztwie znajduje się siedziba najsłynniejszego klubu piłkarskiego Argentyny, Boca Juniors, oraz stadion piłkarski La Bombonera.
Ktoś mnie ostatnio zapytał czy Vama zawsze była uśmiechnięta podczas podróży – no jasne, że nie. To jeden z kiepskich momentów – zdaje sie ze było za gorąco;
a to kilka zdjęć zrobionych przez Vamę:
Zignorowałyśmy knajpki dla turystów i znalazłyśmy miejsce z lokalnym jedzeniem. Choripan, czyli bułka z chorizo, 6 pesos.
Postanowiłam ze kiedyś tu wrócę i zajrzę w omijane przez turystów ulice La Boca.
I tyle w zasadzie o Buenos Aires. Wieczorem pojechałyśmy na dworzec Retiro i wsiadłysmy w autobus do Mendozy. O tym, czym różnią się te dwa miasta, w kolejnym poście.
jestem pod wrażeniem … ogromnym !!!
podziwiam za odwagę i zazdroszczę (tak pozytywnie) 🙂
uwielbiam podróże i te dalekiem i bliskie
i zawsze mam niedosyt i radość odkrywania, poznawania
ale tak sama z dzieckiem, wyjazd niezorganizowany
hehe tchórz ze mnie … ale podziwiam
pięknie pokazana podróż- uwielbiam Twoje zdjęcia
pozdrawiam
o.
ja tez jestem tchórz, po zakupie biletów nie spałam kilka nocy, nawet poszłam do lekarza bo zaczęłam mieć bóle serca;) za to jak wysiadłam z samolotu to zrozumiałam że nie było się czego bać;