Snaefellsnes Peninsula
For these people who don’t have much time for sightseeing I can recommend visiting Snaefellsnes Peninsula called also ” Iceland in miniature “. You can find everything characteristic to the island – volcanos, glaciers , lava fields and waterfalls. It was on our way to the Westfjords so naturally we’ve spent there some time. I really liked walking on lava field ; soft green moss felt like cushions. We discovered beautiful hidden beach in Skardsvik – hopefully I can go back there one day!
Jak ktoś ma mało czasu na zwiedzanie Islandii to polecam półwysep Snaefellsnes nazywany Islandią w miniaturze. Jest tu wszystko tak charakterystyczne dla wyspy – wulkany, lodowiec, pola lawy i wodospady. Nam było po drodze na fjordy;
Pierwszy przystanek w Borgarnes w celu zaopatrzenia w produkty spożywcze. . Bonus to najtańszy supermarket na wyspie dlatego też tylko tam robiliśmy zakupy, dodatkowo na klientów czeka darmowa świeża kawa w termosie ( nie w każdym sklepie ). Musieliśmy tylko poczekać do 12stej na otwarcie;
Brazylijskie arbuzy i polskie prince polo!
Zaopatrzyliśmy się w słodycze oraz skyr – islandzki serek twarogowy który smakiem i konsystencją przypomina jogurt.
I wyruszyliśmy dalej w drogę mijając osamotnione budynki w cudnym otoczeniu.
Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się żeby zrobić kilka zdjęć chociaż ja wolałam robic zdjęcia z wnętrza samochodu bo wyjątkowo źle znoszę zimno.
Piękności którym Vama nadała imiona Lisa i Linda.
Miałam ochotę spróbować dzikich jagód ale Eduardo przypomniał mi o historii Chrisa McCandlessa.
Chyba najbardziej zauroczyły mnie pola lawy pokrytej gęstym i mięciutkim mchem. Czułam się jakbym chodziła po poduszkach.
W drodze na lodowiec Snæfellsjökull . Tutaj nie za bardzo ufałam możliwościom naszego auta i zaczęłam nalegać żebyśmy zawrócili. Eduardo nie mógł uwierzyć że podróże po Ameryce Południowej odbyłam autobusem no ale przyznał w końcu że nie damy rady wjechać wyżej.
Po drodze wytropiliśmy trochę śniegu jednak spodziewalismy się go więcej. Dzień przed wyjazdem biegałam po sklepach w poszukiwaniu butów zimowych bo w Reykjaviku ponoć spadł śnieg.
Niechętnie czytam przewodniki podróżnicze, brakuje mi w nich zdjęć i męczy mnie nadmiar obco brzmiących nazw miejscowości. Książkę Lonely Planet Edu zabrał z hostelu i skorzystaliśmy z dwóch wskazówek więc jednak czasem się przydają, pewnie dałoby się jeszcze coś fajnego znaleźć.
Wioska Arnastrapi.
Skardsvik, kameralna złota plaża. Napewno tu wrócę.
Późnym wieczorem dojechaliśmy do Stykkisholmur i tam postanowiliśmy przenocować;
Cudowne zdjęcia przepięknych miejsc. Dziękuję, że się nimi dzielisz:-)